sobota, 30 stycznia 2010

Urlopowo c.d.

No tak, kolejny wyjazd do Kościeliska za mną, a ja jeszcze z poprzedniego nie wszystko pokazałam. Naprawiam się więc :)

W trakcie wypoczynku, aktywnego (a jakże), zaliczyłam kilka większych wypraw i mniejszych spacerków po dolinkach, niestety nie każdego dnia miałam pogodę stricte fotograficzną, ale nie powstrzymywało mnie to od wyciągania aparatu z plecaka. Choć uczciwie przyznam, że nie łatwo było mi się niekiedy zebrać w sobie i ruszyć dupsko z ciepłego pokoju :)


W drodze do mojego ulubionego ostatnio miejsca, piękny widok na góry, cisza, spokój - jak potrzebuję natchnienia, wyciszenia i chwili dla siebie to tam sie wczłapuję.









Pogoda się nagle skiepściła i gdy złaziłam w dół coraz mniej było widać.

Z tej samej miejscówki parę dni później, gdy śnieg się roztopiłbył :)




Mała Łąka - niebo nie rozpieszczało zdjęciowo...
ale pustki - bezcenne :)



Wyrypka - przez "Piątkę" i Świstówkę do Morskiego Oka
Wszystko byłoby cudnie i miodnie, gdybym po drodze nie zaliczyła 4 zawałów, 7 hiperwentylacji i 5 zgonów zanim doczłapałam się do "sikawki" - muszę coś zrobić z brakiem kondycji!




Jak widać i tu na tłumy narzekać nie można - szkoda, że tylko poza sezonem :(


Po uzupełnieniu płynów i kalorii w schronisku jeeeeszcze do góóóóóry
ale warto było się pomęczyć - zobaczyć pasące się "krowy" udało mi się pierwszy raz



Słonko powoli zaczynało chować się za górami, więc droga w dół odbywała się najpierw w szarówce, potem w półmroku, a w fazie końcowej w totalnych ciemnościach - ale warto było, byłam z siebie dumna jak diabli. Pod schroniskiem, po kolejnym posiłku, była super niespodzianka - spotkani wcześniej na Świstówce fotografiści (pracownicy parku?) zaproponowali podwózkę do parkingu - no radość dzika mnie ogarnęła, bo niecierpię tej asfaltówki :)

Teraz trochę "wodolejstwa" - po pierwsze warunki sprzyjały, po drugie wreszcie mam porządny statyw i w miarę sensowną głowicę, po trzecie nikt mnie nie poganiał i mogłam sterczeć, klęczeć, kucać nad potoczkami ile chciałam trenując rozmywanie wody. Fotki ze spacerów do Doliny Strążyskiej, Małej Łąki i Przysłopa Miętusiego (na który nie dotarłam z powodu zakwasów po wyprawie świstówkowej i ogólnego wymemłania organizmu).












No, będzie tych fotek. I tak za dużo :)

6 komentarzy:

  1. Bardzo sympatyczne kadry, komentarz autorki. Nie zawsze w górach świeci słońce a poza sezonem faktycznie można tam odpocząć - nie włażą ludzie jeden na drugiego na każdym kroku.
    Bardzo podoba mi się kolorystyka tych krajobrazów.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Te tłumy w sezonie to jest coś, co skutecznie odstrasza, masa "turystów" w japonkach itp...
    pomijam już fakt, że ostatnimi laty w tzw sezonie ja mam szczyt pracy - więc siłą rzeczy wtedy w góry nie jeżdzę :)

    Dzięki za miłe słowo o fotkach.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Zgony" w roztoce, to przynajmniej dla mnie normalka. Ta dolina ma w sobie coś "takiego". Zawsze chcę ją szybko "przelecieć", bo co to niby taka dolinka i zawsze przy Siklawie muszę "stanąć na zdjęcia" niby...
    A foty extra.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. hihi, ten sport (fotografia) daje nam taką piękną wymówkę i powód do zatrzymania się jak tracimy oddech :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Brawo, większość z nich jest wspaniała i naprawdę mistrzowska!!! Gratuluję i podziwiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Marta przecudne fotki. Jak dla mnie mistrzostwo świata :D
    Po oglądnięciu aż chce się w góry!!!

    OdpowiedzUsuń