środa, 10 sierpnia 2011

Outside my window...

Jakiś czas temu założyłam na fejsbuku taki katalog ze zdjęciami wykonywanymi najczęściej z okna kuchni lub sypialni, rzadziej z przeciwnego czyli balkonowego. Czasem to co widzę aż mnie miażdzy wewnętrznie :) A to chmurki, a to zachód słońca, albo księżyc :) Generalnie z 9. piętra świat wygląda ciekawie i czasem, gdy idę sobie zrobić herbacinkę muszę w locie łapać aparat, bo widok za oknem tego wymaga :)



diabelskie oczy


na pięciolinii
   
kreseczki

 maziaje



Pędzący królik :)


 wschód słońca




i trzy księżycowo-pełniowe
  

  

 

Birds of prey :)

Jak spojrzałam na datę ostatniego wpisu to aż się przeraziłam :( Masakra... mam tyle roboty, że ledwo zipię... Z jednej strony super, z drugiej - zaczynam przypominać zombie :)
No ale do rzeczy. W zeszłym tygodniu, we wtorek, po cynku o lotach eFów w formacji i szybkiej akcji pod płot, dającej dużo radochy i wytchnienia od ślęczenia przed kompem, popełniłam troszkę fotek. Fajosko było :) Znowu się złapałam parę razy na cieszeniu oka zamiast utrwalania obrazów na matrycy :) Aha, genialnym pomysłem było założenie rolek na nogi, dzięki temu mogłam się przemieszczać w szybkim tempie z miejsca na miejsce, w zależności od tego, z której strony eFy akurat nadlatywały. Choć ze trzy razy równowaga, a w zasadzie jej brak, mało nie spowodował gleby, nie mówiąc o straconych sekundach na focenie :)
Czułam niedosyt więc w środę wybrałam się raz jeszcze. Niebo już nie było takie klimatyczne a i naloty były ciągle z jednego miejsca, byłam "nieco" zawiedziona...

Dzień 1.






Na Krzysia zawsze można liczyć :)

 

Dzień 2.