poniedziałek, 16 listopada 2009

urlop...

naprawdę dłuuugo wyczekiwany i potrzebny. Nareszcie. Do tego w moich ukochanych Taterkach. Mimo, że to dopiero jego połowa już mi znacznie lepiej. Do wczoraj pogodę miałam jak na zamówienie, łącznie ze śniegiem. A tak sobie cichutko przed wyjazdem zamarzyłam, żeby było biało :) No i jest! Choć to dopiero drugi śnieg, wiec wedle górali się nie utrzyma, bo trzeci zostaje. Nieważne :) Ważne, ze jest pięknie!
Tak się cieszyłam na ten wyjazd, ze nawet złapany po drodze pierwszy w życiu mandat humoru mi nie popsuł, hihi.
No wiec dzięki pięknym warunkom pogodowym połaziłam tu i owdzie, zlazłam sobie nogi po szyje. Dopiero na takim wyjeździe człowiek ma czas na swobodne myślenie, odpoczynek psychiczny, ograniczając kontakt z reszta świata do absolutnego minimum. Wędrówka to czas na zastanowienie się co dalej ze swoim życiem zrobić, obym tylko nie wróciła z pomysłem do dupy;)
Jeszcze nie odwiedziłam wszystkich ulubionych miejsc i starych "śmieci", w tym m.in. pracowni malarskiej mojego ulubionego twórcy regionalnego (niestety już nieżyjącego), ale jeszcze tam zajrzę korzystając z gorszej aury.
No, czas na zupkę chińska, bo moja knajpa dziś zamknięta ;(