No ale do rzeczy. W zeszłym tygodniu, we wtorek, po cynku o lotach eFów w formacji i szybkiej akcji pod płot, dającej dużo radochy i wytchnienia od ślęczenia przed kompem, popełniłam troszkę fotek. Fajosko było :) Znowu się złapałam parę razy na cieszeniu oka zamiast utrwalania obrazów na matrycy :) Aha, genialnym pomysłem było założenie rolek na nogi, dzięki temu mogłam się przemieszczać w szybkim tempie z miejsca na miejsce, w zależności od tego, z której strony eFy akurat nadlatywały. Choć ze trzy razy równowaga, a w zasadzie jej brak, mało nie spowodował gleby, nie mówiąc o straconych sekundach na focenie :)
Czułam niedosyt więc w środę wybrałam się raz jeszcze. Niebo już nie było takie klimatyczne a i naloty były ciągle z jednego miejsca, byłam "nieco" zawiedziona...
Dzień 1.
Na Krzysia zawsze można liczyć :)
Dzień 2.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz